Zaznacz stronę

Rozdział 2. Okonomiyaki i Festiwal Polski w Tokio

W tym tygodniu udało mi się uczestniczyć w trzech kulinarno-kulturowych wydarzeniach – Festiwalu Polskim w Tokio, sztuce teatralnej i wspólnym przyrządzaniu okonomiyaki.

Widok na centralną część Mori Tower z fantastycznego parku w Roppongi Hills.

Tak jak wspominałam w pierwszym wpisie nie będę w stanie uniknąć na tym blogu nawiązywania do kultury pomimo, że dotyczy on stricte tematyki kulinarnej. Założenie już w trzecim tygodniu mojego pobytu w Japonii okazało się być jak najbardziej trafione. Szeroko pojęta kultura jest w dużym stopniu powiązana z kuchnią i gotowaniem, Pierwszy event w którym uczestniczyłam to Festiwal Polski w Tokio – jak promować polską kulturę bez wspominania o naszej wspaniałej kuchni? Rzecz niewykonalna. Kolejny dzień również przyniósł tego typu wydarzenie – tym razem wraz ze współlokatorami z piętra przyrządzaliśmy wspólnie okonomiyaki – w końcu nie od dziś wiadomo, że wspólne gotowanie sprzyja integracji.

1. Trochę Polski w Japonii – Festiwal Polski 2016 w Tokio

Pierwsza okazją do pojechania na Roppongi okazała się być Polska. O tym wydarzeniu czytałam jeszcze będąc w Krakowie i bardzo chciałam zobaczyć jak promuje się mój kraj poza jego granicami. Dzielnica w której odbywał się festiwal jest niezwykle prestiżowa z kilku powodów. Roppongi (六本木 – dosłownie sześć drzew) jest okryta sławą z paru względów. Przez wielu uważana za serce nocnego życia Tokio, posiada niezliczoną ilość klubów oraz restauracji. W Roppongi mieszczą się siedziby bardzo znanych przedsiębiorstw jak TV Asahi, Lenovo Japan, Ferrari Japan, Yahoo! czy Google oraz wiele ambasad (w tym ogromnej wielkości Ambasada USA). Niegdyś okryta złą sławą ze względu na obecność yakuzy, dostała „ekonomicznego kopa” kiedy w 2006 zakończono projekt „The Tokyo Midtown”. Wtedy powstał tam kompleks Roppongi Hills w którym miał miejsce tytułowy festiwal.

Park przy Mori Tower – widziany z punktu w którym odbywał się festiwal

Na festiwalu zjawiły się tłumy

Festiwal trwał 3 dni, podczas których na gości czekała masa atrakcji. Na niewielkiej przestrzeni w O-YANE Plaza organizatorzy zdołali pomieścić coś dla ucha, oka i brzucha – myślę, że nikt nie wyszedł z tego miejsca zawiedziony. Całość odbywała się pod pieczą Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Japonii więc nic dziwnego, że podczas festiwalu można było kupić szeroki wachlarz polskich produktów. Królowała przede wszystkim porcelana (nikogo chyba nie zdziwi wszechobecna ceramika bolesławiecka), bursztyn, różnego rodzaju rękodzieła, kosmetyki organiczne czy gry i tradycyjne polskie stroje. Uczestnicy mogli skosztować klasycznych polskich dań ze stoiska „Smok Wawelski” – od bigosu po pierogi. Nie zabrakło też czegoś dla miłośników trunków – jedno ze stoisk serwowało drinki zrobione z polskiej wódki. Furorę zrobiły jednak pączki – kolejka przechodziła praktycznie do końca przestrzeni wystawowej. Całości akompaniowały dźwięki fortepianu – duża liczba pianistów zarówno z Polski, jak i Japonii uświetniała festiwal.

Ceramika murowanym hitem, szczególnie w Japonii. Jeżeli nie macie pomysłu na omiyage (prezent) to szczerze polecam kupno czegoś z Bolesławca – Japończycy bankowo będą zachwyceni (sprawdzone – działa)

Byłam bardzo mile zaskoczona festiwalem. Nie tylko ze względu na prestiżowe miejsce, w którym się odbywał ale także atmosferę. Na wydarzenie przybyło masę osób i miło było usłyszeć język polski w Japonii. Nie zabrakło również Japończyków, którzy równie chętnie ustawiali się w kolejkach po polskie specjały. O Roppongi napiszę pewnie jeszcze nie raz. Dzielnica zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a na ostatnich sześciu piętrach Mori Tower mieści się Mori Art Museum (gdzie wystawione są prace mojego ulubionego artysty) oraz taras widokowy na panoramę Tokio – dwa solidne powody uzasadniające powrót w to miejsce.

Jeden z występów fortepianowych

Kolejka po polskie specjały

Ulotka promująca wydarzenie.

Bursztyn również był bardzo popularny

Coś dla miłośników alkoholi

Produkty marki Neptun

2. Okonomiyaki w Tokio

Drugie opisywane dzisiaj wydarzenie jest w pewien sposób powiązane z pierwszym. Podobnie jak Polska przywędrowała do Tokio, by pokazać najlepsze walory naszego kraju, tak i w Kodairze zawitała inna część Japonii, a mianowicie Osaka. Okonomiyaki są ściśle powiązane z regionem Kansai (Tokio znajduje się w Kantō) , i choć przyrządza się je oczywiście w innych częściach Japonii, jest to znak rozpoznawczy właśnie Osaki i okolicznych prefektur.

Specjalne patelnie przeznaczone do smażenia okonomiyaki

Swego rodzaju „tradycją” w akademiku w którym mieszkam są comiesięczne „floor party”. Wszyscy lokatorzy z jednego piętra spotykają się we wspólnej kuchni, aby razem zjeść posiłek i porozmawiać. W akademiku Hitotsubashi Gakugei mieszkają studenci z różnych uczelni – w sumie jest to blisko 700 osób. Dlatego też zazwyczaj na jednym piętrze nie ma studentów z tej samej szkoły. Format i cały pomysł moim zdaniem są bardzo dobre – dzięki temu można poznać osoby z innych uniwersytetów, zjeść dobre jedzenie i spróbować trunków oraz przysmaków z całego świata (zazwyczaj każdy przynosi jakiś „drobiazg” ze swojego kraju – może to być piwo czy słodycze).

Nasza Resident Assistant (osoba, która opiekuje się całym piętrem) na pierwsze spotkanie wpadła na pomysł wspólnego robienia okonomiyaki. W dużym skrócie są to naleśniki na słono, których podstawowym składnikiem są: kapusta, jajka oraz mąka i przyprawy. Poza tym do okonomiyaki można dodać każdy składnik jaki przyjdzie nam do głowy. Jeden z lokatorów powiedział, że u niego w domu dodaje się kostkę czekolady (o dodawaniu czekolady do słonych dań słyszałam już wcześniej, tyle że w kontekście Karē raisu). My używaliśmy wołowiny, sashimi, sera, kalmarów, krewetek i wielu innych dodatków. Wierzch można posypać pietruszką oraz bonito (suszona ryba w płatkach), a jako sosów użyć np. majonezu czy specjalnego sosu do okonomiyaki (zrobiony z cukru, sosu krewetkowego, keczupu i sosu Worcestershire – bez obaw, można kupić gotowy). Całość smaży się na specjalnych patelniach, jednakże można użyć tej zwykłej, która jest w każdym domu. Podczas smażenia, od dziewczyny z Korei Południowej nauczyłam się bardzo fajnego tricku – gdy naleśnik był już dobrze podsmażony, wlewała na patelnię 1/4 szklanki wody i przykrywała pokrywką na około 5 minut. Przez to jajka w środku były dobrze ścięte, a naleśnik nie przypalony. Potem można było dodać nieco oleju i przysmażać jeszcze chwile aby ciasto nabrało chrupkości.

Podczas „floor party” miały miejsce urodziny dwóch koleżanek z piętra

Poniżej przepis na okonomiyaki (w osakijskim stylu), które robiliśmy:

  • szklanka mąki pszennej

  • szczypta soli

  • szczypta cukru

  • duża kapusta

  • 4 duże jajka

  • mały daikon (rzodkiew japońska)

  • 180 ml wody

Dodatki: sos do okonomiyaki, majonez, krewetki, wieprzowina, bonito (w sumie wszystko na co mamy ochotę).

Mąkę, wodę, sól, cukier i jajka dokładnie wymieszać, aż utworzą gładką masę. Daikon obrać i zetrzeć na tarle, dodać do płynnej masy. Kapustę drobno posiekać i dodawać do ciasta – powinno być bardzo gęste, z duża ilością kapusty. Na patelni rozgrzać olej. Z ciasta uformować placki grubości około centymetra. Na wierzchu poukładać wybrane przez nas dodatki. Smażyć na małym ogniu z obu stron. Kiedy placki będą już dobrze przysmażone, dolać odrobinę wody i przykryć przykrywką na około 5 minut (dopóki woda nie zniknie). Następnie można dolać jeszcze odrobinę oleju i przysmażyć placki by były chrupiące. Okonomiyaki podawać na gorąco z dodatkami: u nas była to suszona pietruszka, bonito, majonez i specjalny sos do okonomiyaki.

3. „One Table Two Chairs”

Teraz już całkowicie z zakresu kultury, jednak nie mogłam sobie odmówić napisania choć kilku słów na ten temat. Pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w sztuce teatralnej wystawianej w Japonii. Miało to charakter eksperymentalny z wielu powodów. Nie dość, że nigdy nie oglądałam żadnego przedstawienia w Japonii ( w ogóle nie było mi to dane w żadnym kraju poza Polską), to jeszcze sama sztuka była bardzo nietypowa. Do Kōenji (jedna z dzielnic Tokio) trafiłam za sprawa mojej koleżanki z Tajwanu, która studiuje teatrologię – bilety dostała od swojego profesora.

Format przedstawienia ma charakter eksperymentalny, a jego pomysłodawcą jest reżyser z Hong Kongu. Podczas spektaklu poszczególne trupy aktorskie jako rekwizyty na scenie mogą wykorzystać jedynie jeden stół i dwa krzesła, a maksymalna liczba aktorów biorących udział w show to dwie osoby. Format ten wywodzi się z podstawowego rozstawu na scenie w Chinach. Poza rekwizytami i liczbą osób jedyną wytyczną jest maksymalny czas pokazu, który wynosi 20 minut. Poza tym, wszystko zależy od reżysera. Tematem wydarzenia w 2016 roku były interpretacje Szekspira – w tymże roku wypada 400. rocznica jego śmierci. Kolejnym założeniem projektu jest nawiązanie współpracy pomiędzy artystami z różnych stron Azji – na scenie mogłam zobaczyć występy grup z Singapuru, Hong Kongu, Tajlandii, Indonezji, Japonii oraz Chin.

Lobby teatru

Frontowa ściana teatru

Przede wszystkim miałam obawy co do tego czy zdołam zrozumieć sens przedstawienia po japońsku (w końcu postraszyli Szekspirem) jednak okazało się, że było ono na moim poziomie językowym – aktorzy nie użyli ani słowa. Jedynie dwie z czterech sztuk miały wyświetlone dosłownie kilka zdań (w większości dosyć proste, parę z nich miało angielskie tłumaczenie). Wydaje mi się, że ze względu na różnorodność wśród artystów oraz widzów maksymalne uproszczenie formy było zamierzone. Aktorzy skupiali się przekazaniu treści poprzez ruch oraz towarzysząca temu muzykę. Jedna z trup wywodząca się z Chin ani razu nie weszła na scenę: całe dwudziestominutowe show rozgrywało się wśród publiczności.

Oglądanie występów okazało się niezwykle ciekawe doświadczeniem, głównie ze względu na format przedstawień. Mimo tego, że aktorzy nie wypowiedzieli ani słowa przekaz był zrozumiały dla każdego. Oczywiście swoboda interpretacji dawała wiele możliwości i każdy mógł wynieść z tego co zobaczył inne wrażenia. Publiczność także była bardzo zróżnicowana: zarówno ze względu na wiek, jak i narodowość. Podczas krótkiej dyskusji po spektaklu można było usłyszeć japoński, angielski, wietnamski (jeden z reżyserów pochodził z Wietnamu) czy chiński. Myślę, że główne założenie twórców formatu „One Table Two Chairs” zostało spełnione: sztuka faktycznie połączyła ludzi wielu kultur i narodowości.

Mimo przewagi kultury, i ten dzień przyniósł mały, aczkolwiek miły, element kulinarny. Siedząca obok mnie w teatrze babcia podczas antraktu bezceremonialnie wyciągnęła z torebki garść cukierków i wcisnęła mi je z uśmiechem do ręki. Z wyglądu przypomniały cukierki ślazowe, a smak był bardzo nietypowy – miał w sobie coś z karmelu i ziół? Niestety opakowane były w przezroczyste papierki, a nie miałam czasu zapytać co to za cukierki, ponieważ chwile później rozpoczęła się sztuka. W ogóle zauważyłam, że Japończycy nie mają zbyt wielkich obaw przed jedzeniem oraz piciem w teatrze. Nie wiem czy było to powiązane z formą (całość miała miejsce w niezwykle nowoczesnym budynku – z tego co udało mi się dowiedzieć odbywają się tam głównie eksperymentalne przedstawienia) czy też jest to naturalne zachowanie w teatrze. Postaram się porównać to doświadczenie, gdy trafię do innego japońskiego teatru.

I na koniec nowy cykl (na razie nieregularny bo jeszcze do końca nie wiem na co stać to miasto) czyli „Perły Tygodnia”. Na ten pomysł natchnął mnie cud architektoniczny, który widziałam w dzielnicy Roppongi. Te wyżyny kreatywności ludzkiego umysłu możecie zobaczyć poniżej:

Pomysł na „nowoczesny” hotel w Roppongi