Zaznacz stronę

W tym tygodniu przyjrzymy się bliżej japońskiej stołówce: co można tam kupić, jak to działa i ile to wszystko kosztuje?

Gablota z sampuru – „próbki” dań, które możemy oglądnąć przed zakupem

Dla mnie jedzenie stołówkowe zawsze niosło ze sobą negatywne skojarzenia. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to niedosolone, nieco brejowate dania których żywotność czasami przekraczała granice zdrowego rozsądku (mięso z poniedziałku we wtorek było kapuśniakiem, który do czwartku mógł zamienić się w bigos). Także zrozumiałym jest, że do pomysłu stołowania się w takim miejscu podchodziłam z rezerwą. Jednak jeszcze zanim przyjechałam do Japonii znajoma, która studiowała na moim uniwersytecie dwa lata przede mną powiedziała, że stołówka jest bardzo dobra i tania. Tak więc, pierwszy raz szłam tam zarówno z dużymi oczekiwaniami, jak i pewną dozą niepewności.

Jak większość rzeczy w Japonii stołówka również jest bardzo dobrze zorganizowana, co zdecydowanie ułatwia i umila posiłek. Miejsce czynne jest od godziny 11 do wieczora, także praktycznie o każdej godzinie (prócz pierwszych zajęć, które kończą się o 10.20) możemy załapać się na coś do jedzenia. Duża „przerwa obiadowa” trwa od 12.00 do 12.50 – wtedy niestety trzeba liczyć się z tym, że nie znajdziemy miejsca siedzącego (szczególnie jeżeli przychodzi się większą grupą). Jednak zaraz obok znajduje się sklep z szerokim wachlarzem gotowych przekąsek – od słodkich bułeczek po onigri i instant rāmen.

Przy wejściu do stołówki wita nas duża gablota z prezentacją dań, które są obecnie serwowane. Sposób przedstawienia jest charakterystyczny dla Japonii – są to tak zwane sampuru (jap.サンプル czyli z angielska sample – dosł. próbka). Większość restauracji w Japonii będzie w ten sposób demonstrować klientom jak wyglądają dania z karty – przed wejściem do knajpy będą stały podobne gabloty prezentujące najciekawsze propozycje. Przy każdej sampuru widnieje cena, gramatura i kaloryczność porcji. Sampuru są zazwyczaj nieco większe niż te „rzeczywiste” dania i widać na nich na prawdę dużo szczegółów. Mimo świadomości, że jest to tworzywo sztuczne, „dania” wykonane są tak realistycznie, iż naprawdę zachęcają do skosztowania.

Po wejściu na stołówkę zabieramy ze sobą tacę i przechodzimy do wyboru tych „prawdziwych” dań. Pierwszym przystankiem są zimne przekąski. Oferta (zresztą jak w całej stołówce) jest ogromna. Tofu (moimi faworytami są: smażone tofu z rzodkwią japońską oraz tofu w ostrym sosie paprykowym z pędami bambusa), kotlety (mięsne, rybne oraz warzywne), jajka, sałatki (z glonów, z makaronem czy z warzywami), ryby, desery (pancakes lub ciastka z jabłkiem), smażone warzywa i wiele innych. Wybrane dania nakładamy na tacę i kierujemy się dalej.

Jeżeli uda nam się znaleźć miejsce podczas przerwy obiadowej można załapać się na gorący bar i bar sałatkowy. Tutaj w przeciwności do zimnych przekąsek, dania nie są dokładane na bieżąco, więc gdy się skończą (zazwyczaj do końca przerwy obiadowej już ich nie ma) nie uda nam się załapać. Bary oferują szeroką gamę przekąsek: od sajgonek, po kotleciki mięsne czy ryby i wiele innych dań. Cena zależy od tego ile zdecydujemy się nałożyć do przygotowanych miseczek – dla 100 g produktu jest to 140 jenów (nieco ponad 5 złotych). Miski ważone są przy kasach, jednak wcześniej można samodzielnie sprawdzić ile ważą wybrane przez nas dania.

Dalsza część podzielona jest na dwa segmenty: jeden serwuje gorące dania, drugi zupy i makarony. W pierwszym można znaleźć głównie potrawy z ryżem: czy to kare rasu (w kilku wariantach smakowych) czy moje ulubione yaki niku don (mięso gotowane w sosie z mirin, potem podsmażane i podawane na ryżu). Na daniach z makaronem znajdziemy głównie zupy wszelakiej maści z różnymi typami makaronów.

Następnie kierujemy się do kas, aby zapłacić za wybrane dania. Zwykle trwa to bardzo szybko, a przy kasie możemy od razu wziąć pałeczki lub sztućce. Zapłacić można na trzy sposoby: gotówką, kartą (respektują Visy i MasterCardy co jest dużym udogodnieniem) oraz za pomocą kart Suica lub Pasmo. Te karty służą do korzystania z japońskich środków transportu. Jest to bardo wygodna forma: przy każdej stacji są automaty w których możemy doładować kartę na dowolną kwotę (zazwyczaj jest to wielokrotność 1000 jenów, choć widziałam i takie z minimalną kwota 500 jenów). Korzystając z tokijskiego metra przy każdej zmianie linii (na dłuższych dystansach trzeba to zrobić 2 lub 3 razy) przechodzimy przez bramki, a posiadanie karty Suica lub Pasmo bardzo całą sprawę ułatwia – wystarczy przyłożyć kartę do czytnika i przejść dalej. Karty można też użyć przy innych płatnościach np. właśnie na stołówce (wiele sklepów znajdujących się w pobliżu stacji również respektuje płatności tymi kartami).

Przechodząc dalej można napić się darmowej herbaty lub wody i doprawić danie różnego rodzaju sosami. Po zakończeniu posiłku puste tace odnosi się do specjalnego miejsca, tak by ułatwić pracownikom stołówki życie.

Reasumując stołówka to bardzo dobry wybór. Dania są naprawdę pyszne, a ich różnorodność sprawia, że szybko nie skosztujemy wszystkich propozycji z menu. Możliwość dobierania wielu dodatków oraz tworzenia własnych kombinacji sprawia dużo przyjemności i nie możemy narzekać na nudę. Zakres cenowy też jest bardzo rozsądny: duży i dobry obiad można zjeść w granicach 500 jenów co jest ogromnym plusem. Każde z dań które zamawiamy ma również trzy różne wielkości, także i tutaj mamy dużą dowolność. Kilka z pozycji, które oferuje stołówka uniwersytecka udało mi się zjeść w restauracjach na mieście i poziom oraz smak były naprawdę zbliżone. Stołówka okazała się być kolejnym pozytywnym zaskoczeniem w Japonii.

„Perły tygodnia”

W tym tygodniu dwa znaleziska z dzielnicy Harajuku:

Parasolki-miecze z Oriental Bazaru (sklep głównie przeznaczony dla obcokrajowców chcących przywieźć coś z Japonii) oraz jeden ze sklepików na Takeshita-dōri oferujący bardzo kolorową gamę odzieży.

I na koniec ujęcie z fantastycznego jeziora Tama: gdzieś w oddali można było zobaczyć zarys Góry Fuji 🙂